Owocówka jabłkóweczka to groźny szkodnik jabłoni, który w naszych warunkach występuje w dwóch pokoleniach.
Największe straty w plonie powoduje żerowanie larw, które wgryzają się do gniazda nasiennego. W rezultacie niszczą owoce i powodują ich przedwczesne opadanie. Uszkodzenia mogą sięgać nawet kilkudziesięciu procent.
W ostatnim czasie w niektórych sadach nasiliła się presja ze strony tych szkodników, głównie za sprawą zmieniającego się klimatu i łagodnych zim. Ale są też i takie sady, gdzie pułapki są puste i motyli nie ma. W walce z owocówką największą rolę odgrywa więc systematyczny monitoring zagrożenia.
- Dlatego ostatnio dużego znaczenia nabiera indywidualny, codzienny monitoring sadów. Należy korzystać z pułapek feromonowych – wyjaśnił w najnowszym komunikacie sadowniczym Robert Binkiewicz, doradca Agrosimex.
Zaznaczył, że są różnice w występowaniu owocówki jabłkóweczki.
- W centralnej Polsce obecność motyli z każdym dniem jest coraz większa, np. w okolicach Warki. Ale już w okolicach Grójca, Mogielnicy czy Białej Rawskiej w większości pułapek nie ma tych szkodników. Z kolei w okolicach Sandomierza masowe loty już były dwa tygodnie temu – mówił.
Dlatego w tych sadach, w których presja jest największa, należy wdrożyć intensywną ochronę, by nie było przerw w działaniu preparatów.
- Polecamy oprzeć taki naprzemienny program w fazie lotów i składnia jaj o preparaty: Carnadine 200 SL, Rumo/Steward 30 WG, Kobe 20 SP czy Mospilan 20 SP, a w fazie czarnej główki o Imidan 40 WG, Coragen 200 SC, Delfin WG i Affirm 095 SG. Odstęp między zabiegami nie powinien być większy niż 10 dni – wyjaśnia ekspert.
Z kolei w ochronie sadów, w których presja szkodników nie jest wysoka doradca Agrosimex zaleca wykonać po dwa zabiegi na dane pokolenie w odstępie 10-12 dni.
- Trzeba dostosować program do sytuacji we własnym sadzie - podkreślał Binkiewicz.