StoryEditor

Eksportowe perspektywy

Za nami jeden z trudniejszych sezonów wegetacyjnych. O sytuacji w polskim sadownictwie i wnioskach, jakie po tym roku możemy wyciągnąć na przyszłość dyskutowano podczas konferencji „Sady i Ogrody na Narodowym” (20 listopada) oraz towarzyszącej targom Horti-Tech w Kielcach (21 listopada).

– Dziś szansę na akceptację na światowych rynkach mają tylko Red Jonaprince i Gala – uważa Michał Lachowicz. Pierwsza z tych odmian niekoniecznie jest powszechnie znana, ale spełnia podstawowe warunki: owoc jest czerwony, kruchy, soczysty słodki i ma biały miąższ. Jeśli więc będziemy produkowali nową odmianę, która spełni kryteria jakościowe odbiorcy, to on ją kupi. Ale my ciągle próbujemy przekonać Chińczyków, że najlepszy jest nasz Ligol.

– Myślę, że w ciągu najbliższych lat trzeba będzie wprowadzić technologię na wzór produkcji amerykańskiej, gdzie wytwarza się „kamienie”, a nie jabłka – to opinia Marka Marca. – Bo jabłko przede wszystkim musi nadawać się do dystrybucji na duże odległości. Mamy potężny atut: polskie jabłko jest jednym z najsmaczniejszych i jeśli dochodzi do degustacji, zawsze ocena jest pozytywna. Musimy to wykorzystać w tym roku, aby jak najszerzej wejść na europejskie rynki. Obecnie nieznacznie zmienia się mentalność na rynku niemieckim. Są już pierwsze jaskółki, że ten rynek może być dla nas bardziej otwarty.

– Ogromne pieniądze wydano na zdobycie nowych rynków, teraz z nich znikamy, bo nie mamy co zaoferować – zauważył Michał Lachowicz. – Najlepszym przykładem jest rynek chiński, na którym zaistnieliśmy w ubiegłym sezonie, a już w bieżącym zmniejszyliśmy liczbę zgłoszonych na ten rynek upraw do minimum. Podobno do Chin pojechała polska delegacja, która w porozumieniu z Rosją ma udrożnić kolejowy trakt z Łodzi do środkowych Chin. Tymczasem okazuje się, że my na ten pociąg nie za bardzo będziemy mieli co załadować. Ciągle mentalnie jesteśmy nastawieni na handel z Rosją, którego nie ma i którego już nie będzie.

– Ten rok tylko zaburza postrzeganie sytuacji. A przecież jedna jaskółka wiosny nie czyni. To, że cała Europa nie ma owoców, daje nam szansę zaistnienia na tym rynku, bo poza Europą zdążyliśmy (przez zły towar lub złe jego przygotowanie) zepsuć większość rynków światowych. Chyba nie dorośliśmy do ich zdobywania. Jesteśmy postawieni pod ścianą, choć tego w ogóle nie czujemy, bo jabłko jest w cenie. W sytuacji, gdy brakuje popytu przy małej podaży owoców, powinna nam się zapalić czerwona lampka – czeka nas dużo pracy w przyszłości. Zorganizowanie się i sukcesywne zdobywanie nowych klientów, nowych rynków, tak jak to robią producenci borówki, może uratować sektor.

Więcej wniosków z obydwu konferencji w artykule Jolanty Szaciłło pt. „Jakoś to nie będzie”, który będzie opublikowany w styczniowym numerze miesięcznika „Sad Nowoczesny” (SN 1/2018).

tekst i fot. J.Sz.

22. listopad 2024 12:09