Jak dotychczas konieczność życia z zarazą w tle właściwie nie dotykała owocowego rynku. Nawet więcej, bo wiosną duży popyt na jabłka po części powstał dlatego, że wydawały się nam one szczególnie bezpieczne i zdrowe z tego względu, że jako własne niczego ze świata nie przywloką. Teraz jednak, gdy pandemia tak bardzo się (w stosunku do wiosny) pogłębiła, owo przekonanie wcale się nie zwiększa, a raczej dzieje się odwrotnie. Trudno przewidywać i uzasadniać dość irracjonalne zachowania tłumu w dziedzinie spożycia, skoro towarzyszą im (jeszcze bardziej irracjonalne) tzw. manifestacje o samobójczym charakterze i rynsztokowym poziomie. Zdajemy się ciągle zapominać, że wolność to przede wszystkim odpowiedzialność i trzeba do niej dorosnąć. Rynsztokowi to nie grozi.
Tak jednak czy owak trudno być zadowolonym z poziomu sprzedaży jabłek w ostatnich miesiącach. Mimo że ich niezbyt wiele (3,3–3,4 mln ton), to powszechny jest pogląd, że obecne tempo sprzedaży jest zupełnie niewystarczające do wyprzedania zapasów do maja–czerwca.
Cały artykuł dr. Grzogorza Klimka przeczytasz w styczniowym numerze miesięcznika "Sad Nowoczesny". Sprawdź naszą ofertę!