Ze względu na rosnącą liczbę coraz doskonalszych chłodni, przywykliśmy już do sytuacji, kiedy kolejne sezony handlowe oddzielają od siebie jedynie następne zbiory jabłek. W tym jednak sezonie sprawy ułożyły się dość dziwnie.
Wielu ekspertów już jesienią słusznie twierdziło, że jabłek jest nawet poniżej 3 mln ton i do „nowych” z pewnością ich nie wystarczy. Jednak przez wiele miesięcy jabłek wprawdzie ubywało, ale ceny prawie stały w miejscu. Ale za to w maju mieliśmy do czynienia z ich prawdziwą eksplozją. Już wtedy osiągnęły poziom tak absurdalnie wysoki, że wyższy był już prawie nie do pomyślenia. A jednak!
Po raz kolejny jednak podkreślam, że taki rozwój sytuacji w bardzo niewielkim stopniu przyczynił się do poprawy ekonomicznej oceny minionego sezonu. Po prostu wzrost cen jabłek miał miejsce zbyt późno. To, co stało się na rynku tych owoców w maju i czerwcu, jest raczej dowodem rozchwiania tego rynku, bo okazuje się, że są na nim możliwe sytuacje, które wielu uznałoby wcześniej za wykluczone.
Tego rodzaju okoliczności powstają zwykle albo jako skutek polityki, albo też pogody. Na tę pierwszą czasami możemy jakoś wpłynąć, ale na tę drugą – nigdy. Wprawdzie „nauka radziecka znała takie przypadki”. Ale, na szczęście, wzmiankowanej „nauki” już nie ma. Tylko przypadki zostały…