Na tej właśnie zasadzie wiem, że pod koniec sezonu zwykle mamy do czynienia z podwyżką cen, a równocześnie następuje ich znaczne wyrówna- nie pomiędzy odmianami. Zwykle ma to miejsce w kwietniu lub maju. Ten sezon nie powiela schematu o tyle, że podwyżka jest raczej problematyczna i często mieści się nawet w granicach błędu. Spełnia natomiast drugi ze wspomnianych warunków, czyli wzajemne zrównanie się cen. Staje się ono faktem dużo wcześniej niż zwykle. Jest to o tyle naturalne, że w tym sezonie wszystko dzieje się wcześniej niż zwy- kle, a i jabłek zebraliśmy niewiele, bo mniej niż 3 mln ton, czyli akurat tyle, żeby bez kłopotu je sprzedać. Bez kłopotu i po przyzwoitych cenach. Ale dobrze już było. Jeśli chcemy dalej dobrze zarabiać, to już raczej na czym innym.
Aktywny rynek krajowy
Już w poprzednich miesiącach eksport nie grzeszył nadmierną aktywnością i poziomem. Teraz znajduje to w dalszym ciągu potwierdzenie, przy czym ważne jest to, że taki stan rzeczy miał miejsce jeszcze przed początkiem epidemii koronawirusa w naszym kraju. Ta nie dotyczy nas tylko tak jak wszystkich innych członków społeczeństwa, lecz także zawodowo. Rynek krajowy od początku sezonu był tym sektorem, gdzie jabłek sprzedawano najwięcej. Równocześnie jednak z początkiem epidemii zamówienia sieci na jabłka wzrosły i to dwu-, a na- wet i trzykrotnie. Jak się wydaje, jest to rykoszet od ogólnego, a panicznego szturmu na stoiska z żywnością. Można zatem powątpiewać w trwałość tej tendencji, a to tym bardziej, że jabłek nie mamy w nadmiarze.
Cały artykuł przeczytasz w kwietniowym wydaniu miesięcznika "Sad nowoczesny". Sprawdź nasza ofertę!