Jak czytamy na portalu tvn24.pl, w jeden weekend udało się sprzedać aż 10 ton jabłek.
- Znamy ten ból, kiedy cały dobytek życia można stracić przez niezależną od nas sytuację, dlatego bardzo chcieliśmy pomóc panu Janowi - mówi restaurator.
Sadownik z Grójca, Pan Jan swoje jabłka sprzedaje na targowisku w Gdańsku, gdzie poznał przedsiębiorcę Kacpra Bartnickiego. Po usłyszeniu historii pana Jana, o wzroście cen i braku opłacalności przechowywania owoców przez rosnące ceny energii elektrycznej, zaproponował, że jabłka będzie sprzedawał w swojej restauracji.
Dzięki tej współpracy jabłka można zamówić i odebrać na terenie lokalu.
Odzew jest ogromny!
Jak podkreśla Kacper Bartnicki, odzew jest ogromny, a telefon nie przestaje dzwonić.
- Potraktowaliśmy to trochę jak odwdzięczenie się za to, kiedy nam nasi goście i okoliczni mieszkańcy pomagali podczas pandemii. Znamy ten ból, kiedy cały dobytek życia można stracić przez niezależną od nas sytuację, dlatego bardzo chcieliśmy pomóc panu Janowi poprawić jego sytuację finansową i żeby te jabłka się nie zmarnowały - mówi Kacper Bartnicki, organizator akcji.
- Przyszło nam niestety żyć w ciężkich i nieprzewidywalnych czasach, dlatego uważamy, że trzeba się wspierać - dodaje.
700 skrzynek w weekend
Akcja zorganizowana przez restauratora, przerosła jego oczekiwania.
- Ciężko zliczyć, ale przez weekend sprzedaliśmy około 700 skrzynek (każda po 15 kilogramów), czyli około 10 i pół tony jabłek. Sprzedaż detaliczna, jak i hurtowa ruszyła, a pan Jan nie nadąża z nakładaniem jabłek do skrzynek, bo jest tyle zamówień - mówi organizator akcji.
opr. na podst. tvn24.pl
Bernat Patrycja
Fot: envato.elements