StoryEditor

Rolnicy z Podkarpacia martwią się o swoje gospodarstwa

31.03.2020., 11:01h
Przed nie lada problemem stoją plantatorzy owoców miękkich i warzyw z południowo-wschodniej Polski po zamknięciu granic państwowych z powodu epidemii koronawirusa. Jeszcze do niedawna większość pracowników sezonowych, szczególnie do zbiorów, stanowili u nich Ukraińcy.
Jednym z nich jest Stanisław Sawa spod Radymna (woj. podkarpackie), które leży zaledwie 20 km od przejścia granicznego w Korczowej. Ma on 4-hektarową plantację truskawek do przetwórstwa, jeszcze do niedawna planował powiększyć ją jeszcze o kilkanaście ha. Ostatecznie zrezygnował z tych planów, martwi się, jak zbierze owoce z ubiegłorocznej plantacji. Niedawno ogłosił się na jednym z portali, że w sezonie będzie potrzebował zza wschodniej granicy 50 osób do zbioru.

– Zbiory to ogromna niewiadoma. Jeśli w czerwcu nadal obowiązywała będzie kwarantanna, nikt nie przyjedzie do pracy. Zastanawiam się, czy całej plantacji nie dać pod pług – deklaruje rolnik, który ma zawartą umowę kontraktacyjną z jedną z przetwórni. Dodaje, że jego znajomy ma 6-hektarową plantację truskawek i też zatrudniał Ukraińców przy zbiorach. Teraz deklaruje, że jeśli do 20 kwietnia sytuacja się nie unormuje, również zaorze truskawki.

Podobny problem mają plantatorzy warzyw z Zamojszczyzny. Niektórzy z nich uprawiają je na powierzchni kilkudziesięciu hektarów, też opierają się na sezonowych pracownikach ze Wschodu. Za 2–3 tygodnie przypada termin wysiewu ogórków gruntowych. Jeden z naszych rozmówców co roku obsiewa nimi 30 ha. – Jeśli epidemia przeciągnie się w czasie, rezygnuję z ogórków, bo nie będzie miał kto je zebrać – deklaruje rolnik. Dodatkowo nie ma pewności, czy przetwórnia będzie pracować. Pewne nadzieje nasi rozmówcy pokładają w ewentualnym zatrudnieniu osób, które mogą stracić pracę, np. z branży gastronomicznej czy hotelarskiej. – Tylko czy one zechcą pracować w polu? – zastanawiają się.

Klasyczne gospodarstwa rolne raczej nie czują obaw.
– Jeszcze do niedawna nie byłem pewien zakupu niektórych środków ochrony roślin, głównie tych, których substancje aktywne lub składniki pochodzą z Chin lub Włoch. Teraz okazuje się, że będzie stabilnie – deklaruje Marcin Sobczuk, prezes Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego. Podkreśla jednak, że włoski problem z epidemią ma wpływ na firmy serwisowe. Dostawy niektórych asortymentów, np. pomp do opryskiwaczy bywają opóźnione, brakuje też innych części zamiennych stamtąd. Dlatego serwisanci przyjeżdżają z opóźnieniem.

Przypomnijmy, że kilka dni temu Ukraina również zamknęła swoje granice. Na ostatnią chwilę przed ich zamknięciem na przejściach granicznych w Korczowej i Dorohusku zgromadziły się tłumy Ukraińców wracających do ojczyzny. Szacuje się, że na każdym z nich koczowało przez kilkanaście godzin po kilka tysięcy osób. Służby Ukrainy podstawiły setki autobusów, by rozwieść je po kraju. Co prawda, większość z nich miała na sobie maseczki, ale istnieją obawy, że niektórzy z nich mogli być zakażeni.

as

19. kwiecień 2024 18:55